Nordbad (obecnie kąpielisko Kormoran)
Przy obecnej ul. Kąpielowej 1, 17 maja 1930 r. uroczyście oddano do użytku kąpielisko nazwane Nordbad, zwane dziś kąpieliskiem północnym lub „Kormoranem”. Wcześniej w tym miejscu, na tak zwanych moczarach znajdowały się dwa zakłady kąpielowe, które w 1927 r. musiały zostać zlikwidowane. Powodem takiej decyzji był brak zabezpieczeń chroniących przed powodzią. W wyniku przeprowadzonego wówczas spiętrzenia powstało jezioro, na którym urządzono teren wypoczynkowy. Naturalna pływalnia dysponowała dużą powierzchnią do leżakowania, plażą, pomostem i wieżą do skoków, z której także można było podziwiać panoramę miasta. Legniczanie nazywali swoją nową pływalnię „Klein-Wannsee”. Powodem tego było podobieństwo rozciągniętych skrzydeł budowli, z kabinami od strony jeziora, które istotnie przypominały pawilony kąpieliska w Wannsee. Parter stanowi otwarta hala z kolumnami. Kolorowa płyta wspornikowa nad smukłymi kolumnami i most pomostowy na wyższą kondygnację nadały cech budowli nadmorskich. Centralnie został usytuowany pawilon wejściowy. Zabudowania szatni i restauracji wzniesiono w tzw. stylu międzynarodowym lat 30.
Obiekt uległ znacznemu zniszczeniu podczas powodzi w sierpniu 1997 r. Obecnie, odremontowany, administrowany jest przez Ośrodek Sportu i Rekreacji w Legnicy. Popularny dziś „Kormoran” posiada strzeżone kąpielisko z piaszczystą plażą, brodzik dla najmłodszych, dużą zjeżdżalnię wodną oraz wypożyczalnie sprzętu pływającego. Oprócz tego na terenie kąpieliska poza tym znajdują się : bar-kawiarnia, przebieralnie, zewnętrzne prysznice, zadrzewione tereny zielone, miejsce na grillowanie, boisko do piłki siatkowej, parkingi, pomost spacerowy. To wszystko mieści się nad zbiornikiem wodnym o pow. ponad 5 ha.
Źródła:
Störtkuhl, Modernizm w Legnicy, Wrocław 2007
www.osir.legnica.pl
Poniżej opis wydarzeń, jakie miały miejsce 6 lipca 1930 r. podczas zawodów zorganizowanych na terenie pływalni Nordbad (na podstawie "Rodzinnego Kalendarza Liegnitzer Tageblatt" na 1931 r.)
Nowoczesne obiekty i fachowcy
Pierwszej niedzieli lipca 1930 r. Legnicki Klub Pływacki, któremu powierzono organizację okręgowego konkursu pływackiego, chciał przeprowadzić zawody na kąpielisku Nordbad, ukończonym i otwartym kilka tygodni wcześniej. Gdy tylko na jednej z trzech platform okalających tor pływacki zebrało się 75 osób: pływacy, sędziowie i widzowie (przy czym kilku pływaków zdążyło już wystartować), środkowy z trzech utrzymujących platformy pontonów zaczął nabierać wody i szybko tonąć, a wraz z nim pozostałe pontony, powodując zapadnięcie się platform. Całe zajście rozegrało się w przeciągu niecałej minuty. Kiedy tylko pomyśli się o tym, że głębokość w tym miejscu dochodziła do dwóch metrów oraz że na platformie znajdowała się publiczność w ubraniach sportowych i letnich, w tym także kobiety i dzieci, to można sobie wyobrazić, jak wielkie niebezpieczeństwo zagrażało ludziom znajdującym się na platformie.
Zagrożenie to znacznie jeszcze wzrosło, bo kratki, z których platformy były zbudowane, zaczęły napierać jedna na drugą, ześlizgiwać się i pływać wzdłuż i wszerz kąpieliska. Dla tych, którzy nie umieli pływać, nie tylko nie stanowiły żadnej podpory, ale - co gorsze - groziły tym, że będą napierać na ludzi w wodzie. A kto już jest zdenerwowany, to traci głowę jeszcze dwa razy szybciej. W ogóle w obecnych czasach tak się dzieje, że ludzie od razu tracą spokój, zamiast rozważnie przyjrzeć się sytuacji, aby móc w przytomności umysłu podjąć konieczne decyzje. Dlatego też tym bardziej należy mówić o szczęściu, że nikt nie zginął w całym tym wypadku. Legniczanie i pływacy spoza miasta energicznie ruszyli do pomocy, wyciągając wszystkich na brzeg. Jako ratowników należy w pierwszej kolejności wymienić następujących pływaków: Hoffmann, Woithe, Hallmann, Werkmeister, Hann, Brandt i Gold z Legnicy, Oehlert ze Złotoryi, Rex, Röhricht i Herzog z Bolesławca, ponadto mistrzowie pływaccy G. Rothe i Heidrich.
Całe to wydarzenie bezsprzecznie miało i swoją komiczną stronę. Poszkodowany nie musi się martwić o kpiny. Jeden dopłynął do brzegu z uratowanym butem, drugi z lodami, ze względu na upał, natomiast bardzo obowiązkowy fotograf stał po pachy w wodzie i pstrykał zdjęcia. W jednym miejscu mężczyzna miał szczęście, bo chwycił drążek, gdy poczuł, że nogami nie dotyka już gruntu. W ten sposób utrzymywał się na wodzie, dopóki nie przypłynęła po niego łódź. Mimo że było jeszcze kilka innych całkiem zabawnych sytuacji, to w gruncie rzeczy całe zajście było diabelnie poważne. Człowiek buduje nowoczesny obiekt i zaraz przy pierwszej większej okazji coś takiego ma miejsce. Nie można wręcz uwierzyć, kiedy się słyszy, że ponton, na którym osadzono platformę, ułożono wzdłuż niej, a nie poprzecznie, gdzie przecież każde dziecko wie, że takie pontony muszą był położone poprzecznie. Każda łódź obciążona tylko z jednej strony też się wywróci. Kiedy więc już istnieje przysłowie, że poszkodowany nie musi się martwić o kpiny, to można mieć tylko nadzieję, że nie każą za to płacić naszym pływakom. Oni – już przed budową i w trakcie – swoje zrobili albo próbowali zrobić. Wszystkie kpiny i zarzuty należy skierować w stronę, po której leży odpowiedzialność za to zajście, wtedy kiedy to drwiono z rad fachowców, bo podobno samemu wiedziało się bardzo dobrze, jak taki obiekt budować.
Zazwyczaj jest tak, że po całym wydarzeniu nie ma oczywiście nikogo, kto by ponosił odpowiedzialność. Czy w ogóle i w jakim stopniu ci, których to spotkało oraz poszkodowani (pływak z Bolesławca doznał takich obrażeń, po tym jak znalazł się pomiędzy napierającymi jedna na drugą tratwami, że musiał został zawieziony do szpitala) będą mogli dochodzić swoich praw lub zadośćuczynienia, dopiero się okaże. W każdym bądź razie jeden wniosek z całego wydarzenia należy wyciągnąć: przy fachowych robotach i fachowych budowlach należy bez obaw słuchać fachowców, niczego się przy tym nie straci, a jest się mniej obciążonym odpowiedzialnością przed i po fakcie, przy czym należy stosować profilaktykę. Środki zapobiegawcze zarówno przy chorobie, jak i nieszczęśliwym wypadku, zawsze były rzeczą najważniejszą.
Tlumacznie: Iwona Wilcox.